Językowy kolonializm, czyli refleksja o stale rosnącej ilości anglojęzycznego słownictwa w języku polskim
Sylwester Wojnowski

Przebywając w Polsce podczas niedawnych wyborów parlamentarnych miałem okazję obejrzeć część telewizyjnej prezentacji z prognozowanymi wynikami, tzw. wieczór powyborczy, którą prowadziła Danuta Holecka. Pozostałem przy odbiorniku z dwóch powodów, po pierwsze aby przekonać się na ile prawdziwa jest przewijająca się w polskim internecie opinia, że dziennikarka ta to jedna z twarzy propagandy PiS w TVP, a pro drugie, bo miałem miskę zupy do zjedzenia i nic lepszego w tym czasie do roboty. Od czasu do czasu zerkając na studio, prowadzącą i jej gości, zacząłem moją zupę. Grymasy twarzy, przewracanie oczami i ręka w rękę z siedzącą obok posłanką PiS, również dziennikarką, przerywanie gościom, szczególnie tym reprezentującym opozycyjne partie polityczne, były wystarczająco wymowne aby wyrobić sobie opinię na ile pani Holecka jest bezstronna. Na koniec rzeczonego programu Marek Sawicki powiedział: "Ta ostatnia niedziela, jutro sie pakujemy." do Pani prowadzącej. Mam ogromną nadzieję, że były to prorocze słowa weterana polskiej polityki, i że już pani Danuty w żadnym medium publicznym więcej nie obejrzę. Z pewnością jest to także nadzieja w sercach wielu innych osób, które chciałyby powrotu bezstronnych politycznie dziennikarzy w ogólnopolskich mediach jak TVP, zwłaszcza po ostatnich ośmiu latach upartyjnienia telewizji pod rządami PiS.
Chciałbym jednak aby nie tylko o pani Holeckiej był ten tekst, ale także o czymś innym, co także miało miejsce podczas wieczoru powyborczego w studio. Jedną z atrakcji w nim był pan w okularach, który od czasu do czasu przedstawiał statystyki dotyczące rozkładu głosów we właśnie kończącym się głosowaniu. Robił on to całkiem dobrze i płynnie. Niemniej, jedyne za co jego dziś tak naprawdę pamiętam, to kilkukrotna nieumiejętność zastąpienia angielskiego słowa "versus" (pol. w porównaniu do), jego polskim odpowiednikiem. Ciekawy fenomen u kogoś komu jest płacone między innymi za to, aby zrozumiałą i czysta polszczyzną opisał kilka słupków z liczbami.
Ów pan nie jest jedyną osoba z TVP, której granica pomiędzy właściwym językiem polskim, a angielszczyzną wydaje się zacierać. Jakiś czas temu pisałem o panach komentatorach z TVP, z których jednemu wyrwało się słowo "koincidencja" ( ang. conincidence, pl. - zbieg okoliczności ) podczas jego pracy nad transmisją meczu piłkarskiego. Skąd takie spolszczenie angielskiego słowa? Chyba tylko autor potrafi odpowiedzieć na to pytanie.
Niestety gdzie nie spojrzeć, naleciałości angielszczyzny w polskim języku jest sporo, a rok po roku wydaje się pojawiać więcej i więcej. Jakiś czas temu przy podejściu do jednej z siedleckich ulic w centrum miasta, na chodniku napotkałem napis o treści: "Odłóż smartfon i żyj!". Idea szczytna, pomysł dobry, ale chyba nie miał kto sprawdzić samego tekstu, zanim został on wymalowany w kilku miejscach w Siedlcach i pewnie nie tylko tam. "Smartfon" to żadne polskie słowo. Odnosi się ono do angielskiego "samrtphone", czyli jak każdy z nas pewnie kojarzy, "inteligentnego" telefonu komórkowego.
Przykłady jak powyżej można by tu mnożyć, nie ma chyba jednak po co. Jeżeli nie wszyscy, mam wątpliwości w tym zakresie co do pewnej grupy ludzi w ogólnopolskich mediach, to przynajmniej znaczna część z nas orientuje się z jakim zjawiskiem mamy do czynienia. Jest to zjawisko powolnego zacierania się granic między językiem polskim a angielskim, lub odwracając kota ogonem, wykładając kawę na ławę i nazywając rzeczy po imieniu, agresywną ekspansją tego drugiego w przestrzeń zdominowaną przez setki lat przez nasz język ojczysty. Smutna prawda jest taka, że język angielski jest dziś językiem globalnym, za którym stoi między innymi najsilniejsza gospodarka świata. W języku tym zapisuje się wszystko, od dowcipów po międzynarodowe umowy handlowe i informacje do uczenia sztucznych sieci neuronowych. Znaczenie języka angielskiego będzie tylko rosło, podczas gdy język polski będzie stopniowo wymierać wraz z wymierającymi pokoleniami i malejącą liczbą rdzennie polskiej ludności w naszym kraju.
Czy można coś z tym fenomenem zrobić? Cóż, w moim przekonaniu jest tylko kwestią czasu, kiedy jak inne kraje w Europie, tj. Holandia, Dania czy Szwecja, gdzie większość ludzi oprócz języka oczystego używa języka angielskiego, język polski zostanie, mówiąc potocznie, ostatecznie najechany i podbity. Wątpię aby cokolwiek ten proces zatrzymało. Bliskie relacje naszego kraju ze Stanami Zjednoczonymi oraz duża polska diaspora w Wielkiej Brytanii tylko ten proces przyspieszają. Język polski nie wymrze w ciągu jednego czy nawet kilku pokoleń, niemniej należy przygotować się na to, że z roku na rok naleciałości z angielszczyzny będzie w nim znacznie więcej.
Jak do tej zmiany podejdą Polacy? Jeżeli wciąż będziemy patrzeć bardziej na Zachód niż na siebie samych, czy tego chcemy czy nie, nie pozostanie nam nic innego jak wziąć się za naukę. Jeżeli ekspansja języka angielskiego w naszym kraju będzie postępować w takim tempie jak obecnie, to już za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat nieznajomość najpopulariejszego języka na świecie może stanowić naprawdę poważną barierę w rozwoju zarówno zawodowym jak i prywatnym.
W tym miejscu warto dodać, że tylko głupiec mógłby myśleć, że potrafi przepowiedzieć przyszłość. Stąd, zwłaszcza jeżeli masz do języka angielskiego niechętny stosunek, weź powyższe proroctwa z przysłowiowym przymrużeniem oka.