Tematyka: O wydarzeniach
Łabędzi śpiew tytana, czyli początki są trudne a końce smutne
Sylwester Wojnowski
Dodano: 2024-05-02 01:38:29
Raz na jakiś czas, bo przecież gigantów w żadnej dyscyplinie nie ma aż tak wielu, zdarza się, że jeden z nich pada i to w taki sposób, że ten upadek pozostawia niewiele szans czy złudzeń na podesienie się.
W 2021, na kortach angielskiego Wimbledonu, nasz tenisista ziemny Hubert Hurkacz zmiażdzył jedną z największych gwiazd tenisa ostatnich dwudziestu lat, Rogera Federera. Mówię "zmiażdzył", bo Polak nie tylko wygrał trzy do zera w miejscu gdzie Szwajcar poprzednio zdobył 8 z jego 20 wielkoszlemowych trofeów, ale także trzeciego seta rostrzygnął na swoją korzyść 6 gier do zera! Niebywałe osiągnięcie! Po takim ciosie Federer nie podniósł się po dziś dzień. Koniec jego występów na tenisowych kortach świata oznaczał koniec pewnej, pełnej zaszczytów i zwycięstw, epoki.
Ostatnie piętnaście lat w świecie męskiego tenisa ziemnego to dominacja trzech graczy, wspomnianego wyżej Federera, Serba Novaka Djokovicia, i Hiszpana Rafaela Nadala.
O ile Djoković wciąż jeszcze utrzymuje pierwsze miejsce w rankigu ATP, jego dni również wydają się być policzone, zwłaszcza po tym jak rozstał się on z trenenerem Goranem Ivaniseviciem i rozważa trening na własną rękę w końcowym stadium kariery.
Z wielkiej trójki, przed ATP Masters 1000 w Madrycie w grze był jeszcze Nadal, jak się jednak okazało, na krócej niż ten mistrz glinki się tego spodziewał. Zabójczy cios nadszedł z nieoczekiwanego kierunku. Wymierzył go utalentowany Czech Jiří Lehečka w czwartej rundzie turnieju. Na papierze wynik 7-5 6-4 nie wygląda tragicznie dla Hiszpana. Niemniej, jak w przypadku Federera, był to cios zabójczy. Pod koniec pierwszego seta Czech wygrał 12 piłek z rzędu przeciwko prawdopodobnie najlepszemu graczowi na glince jakiego tenisowa publiczność miała okazję kiedykolwiek oglądać. Absolutenie nispotykane! Nadal zachował tęgą minę, jego bezradność była jednak widoczna jak na dłoni.
Wdrapanie się na szczyt w żadnej dyscyplinie sportowej nie jest rzeczą łatwą, utrzymywanie się na nim przypomina trochę trzymanie się jedną ręką tego szczytu, a drugą odpychanie rywali, którzy próbują cię ściągnąć na dół i po twoich plecach wdrapać się tam gdzie ty teraz jesteś. Ostatecznie, nikt kto jest na samej górze, nie jest się w stanie temu naporowi głodnych sukcesu pretendentów długo oprzeć. Finalny akt jest często rozczarowującym, a jednocześnie niemal surrealistycznym widokiem, zwłaszcza dla tych, którzy przez lata widzieli nic innego jak tylko niemal pełną dominację mistrza, jak ta do bólu uskuteczniana przez Nadala we French Open przez ponad dekadę.
Tenis ziemny to tylko jedna z dyscyplin, w której rozgrywa się ten sam dramat, sportowa śmierć mistrza, dramat, który jest odzwierciedleniem tego co także, często w bardziej krwary i brutalny sposób, da się zaobserwować w społeczeństwach, polityce czy podczas wojny. Na zabójczy cios trzeba czasem czekać dekade czy dwie, niemniej dla każdego z tytanów nadchodzi dzień nokautu, często zadany w sposób i przez oponenta, po którym trudno było się jego przed pojedynkiem spodziewać. Cichy zabójca, rzadko staje się nowym królem, niemniej jego rola w dramacie jest kluczowa, a spowodowany przez niego upadek tym bardziej bolesny i szokujący, bo przybyły znienacka i bez ostrzeżenia.
Początek dominacji, zwłaszcza w sporcie, dla fanów jest najczęściej niespodziwaną i radosną nowiną, ale także początkiem odliczania do momentu detronizacji przez przeciwników. Podświadomie każdy obserwujący wie, że dominacja nie może trwać wiecznie, a im dłużej będzie się przeciągać tym z większą spotka się siłą i determinacją oponentów. Ostatecznie także boleśniejszy okaże się upadek tytana z piedestału ...