Mickiewiczem do domu, czyli chwila oddechu od brytyjskich usług kolejowych
Sylwester Wojnowski

Podróżowanie pociągiem po Wielkiej Brytanii to od lat ryzykowne zajęcie. Jest tak z co najmniej kilku powodów. Jeden, być może aktualnie główny
z nich to strajki pracowników kolei. Są one spowodowane brakiem podwyżek pensji dorównującym aktualnej inflacji na wyspach. Operatorzy kolejowi po prostu nie chcą się na nie zgodzić. W tym samym czasie prawicowy rząd próbuje umyć ręce od sytuacji, bo usługi transportu kolejowego w Wielkiej Brytanii są od dawna domeną firm prywatnych. Biznes ma przynosić zysk. Udogadnienie życia pasażerowi to porządany, aczkolwiek niekonieczny, efekt uboczny. Nawet w przerwach między strajkami, pociągi często bywają opóźnione lub anulowane na kilkadziesiąt minut przed przyjazdem na stację. Sytuacje te są szczególnie częste w północnej częsci kraju.
Przez ostatnie miesięce zdarzyło mi się podróżować kilka razy pociągiem pomiędzy Leeds, Wakefield i Doncaster (Yorkshire). Były, kiedy się odbyły, to podróże krótkie, trwające maksymalnie 40 minut i obsługiwane przez dwie prywatne firmy kolejowe, tj. London North Eastern Railway (LNER) i Northern Trains Limited (Northern).
Tuż po przeprowadzce do West Yorkshire potrzebowałem dotrzeć z Wakefield do Doncaster. Około 30 minut przed odjazdem kupiłem bilet na pociąg LNERa, który według rozkładu jazdy powinien wyruszyć ze stacji Wakefield Westgate o 7.00 rano. Pociąg się nie pojawił. Jak podano w późniejszym komunikacie dla podróżnych, przyczyną była kradzież okablowania kolejowego w okolicach Peterborough.
Innym razem, gdy próbowałem dostać się z Wakefield do Leeds, pociąg Northerna z godziną odjazdu lekko po południu, również został anulowany na kilkadziesiąt minut przed odjazdem. Przyczyny nie znam po dziś dzień.
Na południu, pomiędzy Londynem, Brighton i Eastbourne usługi kolejowe dostarcza Southern. O ile firma ta oferuje zazwyczaj dość dobre, punktualne przewozy, o tyle ceny za usługę potrafią być wysokie. Na przykład, standardowy bilet w jedną strone bez przesiadki z Eastbourne do Londynu, ostatnio kosztował mnie nieco ponad 33 funty (175 zł) za około 125 kilometrów jazdy.
Co więcej, wracając pociągiem Southen z Londynu do Eastbourne łatwo jest wylądować w Ore lub Hastings. Wszystko dlatego, że często część pociągu jest odlączana i przekierowywana na jednej z pośrednich stacji. Jeżeli zaśpimy w niewłaściwym wagonie, możemy potrzebować dodatkowego biletu i pociągu.
Innymi słowy, podróżując koleją po Wielkiej Brytanii trzeba być przygotowanym na niemiłe i często uderzające po kieszeni niespodzianki.
Mając powyższe w głowie, korzystanie z pociągów na wyspach każdorazowo wiąże się u mnie z pewnym stanem poddenerwowania połączonego z błagalnymi myślami, aby pociąg nie został anulowany i dotarł do celu na czas. Koszt podróży, pomimo, że często znaczny, schodzi na drugi plan. Być może właśnie o taką reakcję u pasażera operatorowi usługi chodzi. Podróżny powinien być wdzięczny, że jego pociąg łaskawie pojawił się na stacji.
Dla odmiany, kilka dni temu, przy okazji pobytu w Polsce, zdarzyło mi się podróżować z Warszawskiego lotniska Chopina do Siedlec. Pierwszą część trasy pokonałem pociągiem Szybkiej Koleji Miejskiej (SKM) z lotniska do Warszawy Wschodniej. Stamtąd pociągiem InterCity Mickiewicz do Siedlec. Było to nieporównywalnie lepsze doświadczenie niż te, które przywiozłem z Wielkiej Brytanii. SKMka miała odjechać o 14.22 i dokładnie o tej godzinie wyruszyła. Dojechała również na czas. Za kilkanaście kilometrów podróży zapłaciłem 4.50 zł. InterCity Mickiewicz, pociąg dalekobieżny ze stacją końcową w Terespolu, również pojawił się i odjechał co do minuty jak w rozkładzie. Podróż o długości 88 kilometrów z Warszawy Wschodniej do Siedec kosztówała mnie 20.40 zł włączając miejsce siedzące w czystym, niezatłoczonym pociągu i uśmiechniętego kontrolerem biltów.
Przez lata, zwłaszcza podczas urlopów podróżuję pociągami po Polsce dość często. Raczej nie przypominam sobie aby towarzyszył mi przy tym niemal stałe stany napięcia emocjonalnego jak podczas korzystaniu z transportu kolejowego w Wielkiej Brytanii.
Z perspektywy wielu lat w wyspach i znacznej liczby przykrych doświdczeń związanych z podróżami pociągami w tym kraju, powrót do Polski i przejazd rzeczonym InterCity Mickiewicz, która odbyła się bez żadnego dramatu i jak w planie, wprawiła mnie w bardzo dobry nastój, a jednocześnie skłoniła do refleksji o tym, że dobrze dostarcznona i sensownie wycenione usługa kolejowe to coś, z czego Polacy powinni być dumni.
Z drugiej strony, wydaje się, że prywatyzacja kolei w Wielkiej Brytanii poszła zbyt daleko. Pogoń za zyskiem, jak to często ma miejsce niezależnie od rodzaju działalności gospodarczej, nie działa tam dla końcowego odbiorcy usług, czyli pasażera. Na usługach transportu kolejowego po prostu nie można w Wielkiej Brytanii polegać, czy to w przypaku przejazdu do pracy czy podróży na lotnisko. Operatorzy nie posiadają, a być może nie chcą mieć, wystarczającej liczby personelu. Ostatnie strajki powodują dodatkowe komplikacje dla podróżujących i pracowników. Pozostaje się cieszyć, że chociaż obsługa pasażerska, pomimo trudnych warunków pracy i pewnie wielu odebranych skarg, pozostaje niezwykle miła i pomocna.