wojnowski.net.pl

Niecodziennik / Wpis

Tematyka: O problemach


Necorophobic, Google i mop od Viledy, czyli dożywotnia czarna lista korporacji

Sylwester Wojnowski


Dodano: 2024-01-21 03:52:52

Miarka się przebrała, czyli korporacje, które zaśmiecają mi zawartość w internecie z pomocą Google znajdą się dożywotnio na mojej czarnej liście zakupowej.

Zaczęło się od tego, że, niespodzianka, niespodzianka w Polsce w styczniu napadało śniegu, a ja postanowiłem do tej zaśnieżonej Polski przyjechać celem odwiedzenia mojej matki. Na miejscu, po wytarciu butów na wycieraczce przed drzwiami wejściowymi i ich zdjęciu wewnątrz mieszkania, spostrzegłem, że pomimo moich starań, buty pozostawiły mokrą plamę na podłodze. Po przywitaniu się z matką, zapytałem ją, czy wie gdzie znajdę mopa. W odpowiedzi otrzymałem pytającą odpowiedź: "Może w schowku?". Wszedłem do ów schowka, znalazłem mopa i z jego pomocą zebrałem wodę z podłogi. Podłączyłem komórkę aby się podładowała po długiej podróży, po czym odstawiłem mopa i udałem się do kuchni na herbatę.

Jakąś godzinę później postanowiłem posłuchać czegoś, a konkretnie piosenki Crown of Horns szwedzkiego zespołu deathmetalowego o nazwie Necrophobic, na YouTube. Zanim usłyszałem pierszy dzwięki bębnów Joakima Sternera i kolegów, z głośników popłynął dzwięk czegoś zupełnie innego. Chwilę później, okazało się, że to coś to reklama mopa Viledy. "Serio, Vileda przed Necrophobic?" pomyślałem. Vileda i Necrophobic zdecydowanie nie idą ze sobą w parze. Dopiero kilka minut później skojarzyłem, że mój googlowski telefon z Androidem podsłuchał moją wymianę zdań z matką na temat mopa, która miała miejsce wcześniej i przy najbliższej okazjo wykorzystał zgromadzone podczas niej dane, aby zaserwować mi reklame produktu, którego według googlowskich algorytmów mogę potrzebować. Coż, nie pierwszy raz zostało mi przypomniane, że wiele urządzeń z Androidem od Google na pokładzie po prostu stale mnie podsłchuje, przetwarza moje rozmowy, wybiera z nich kluczowe słowa, robi na ich podstawie aukcje dla reklamodawców, a ich zwycięzcom sprzedaje prawo zasyfienia mi tego, co chcę zobaczyć w internecie ich głupawymi reklamami.

Co przeciętny konsument, jak ja, może w takiej sytuacji zrobić? W przypadku stron internetowych, najłatwiej pozbyć się jest niechcianych reklam instalując i aktywując oprogramowanie je blokujące. W przypadku Androida na telefonie, wiele osób poleca zmienić ustawienia Google dotyczące prywatności systemu i wyłączyć mikrofon. Według mnie jest to jakieś rozwiązanie, aczkolwiek jedno z tych, które na dłuższą metę spowoduje więcej kłopotów z samym urządzeniem i zainstalowanymi aplikacjami niż przysporzy zalet. Wolę sprawę rozwiązać po mojemu, czyli głosując portfelem.

Kilknaście lat temu zdarzyło mi się być w dwóch ubojniach zwierząt w powiecie siedleckim na Mazowszu. Były to czasy, kiedy Polska była już częścią Unii Europejskiej, a dobrostan zwierząt w naszym kraju, w znacznym stopniu był regulaowany przez wytyczne z Brukseli. To co zapisano jednak w ustawiach, uchwałach i dyrektywach, wydało mi się mieć niewystarczająco dużo wspólnego z rzeczywistością na miejscu. Nie mam tu zamiaru wchodzić w szczegóły sytuacji jakich byłem świadkiem w tych rzeźniach, choć mógłbym, bo po dziś dzień pamiętam je ze szczegółami. Doświadzczenia te skłoniły mnie do zmiany mojego podejścia do spożywania mięsa. Postanowiłem zostać po nich wegetarianinem. Moje niespożywanie mięsa trwało kilka lat, po których uznałem, że pomimo wszystko potrzebuję odrobinę białka pochodzenia zwierzęcego. Dziś mięso drobiowe i ryby znów stanowią część mojej diety, ale już w znacznie mniejszej ilości niż kiedyś. Mięso pojawia się na moim stole nie częściej niż raz 2 razy w tygodniu. Widząc to, co dzieje się każdego dnia w miejscach, w których prowadzony jest przemysłowy ubój zwierząt, zdałem sobie sprawę, że jedynym sposobem, aby jakoś na ten system wpłynąć, jest ograniczenie przeze mnie zakupu mięsa. Moje zachowanie to tylko kropla w morzu potrzeb, niemniej "kropla, która drąży skałę". Mój sprzeciw wobec utartego i niemal obopólnie przyjętego porządku jako konsument wyraziłem za pomocą portfela.

Pozbycie się reklam podsuwanych pod nos przez Google na YouTube nie jest łatwe. Są one wszędzie, a przy tym coraz bardziej natrętne. Reklamujące się na platformie firmy to najczęściej największe światowe korporacje. Ostatecznie jednak, to od mnie, konsumenta, zależy gdzie i na co wydam moje pieniądze. Ponieważ nie znoszę, kiedy korporacje na spółkę z Google robią mi regularny syf na ekranie, postanowiłem zrobić sobie czarną listę tych, które tak się zachowują. Firmy, które znajdą się na tej liście, po prostu nie otrzymają ode mnie ani groszą, lub tak niewiele jak to tylko możliwe w wyniku zakup ich produktów i usług. Znalezienie się na mojej czarnej liście będzie oznaczać dożywotni brak zakupu marki produktów danej firmy.

Jak w przypadku wyżej opisanego uboju zwierząt, zdaję sobie sprawę, że moje zachowanie może mieć minimalny wpływ na ogólny wygląd rynku. Niemniej, poruszony tu problem dotyczny milionów ludzi. Jeżeli choćby mała część z nas zrobi podobną listę i przestanie kupować od najbardziej natrętnych korporacji, odniesiemy sukces.   

Od tych marek i firm już nie kupuję: Dyson (odkurzacze, suszarki do włosów), Smasung (telefony), Toyota (samochody), XTB (investycje), Lidl, Bidronka, Leroy Merlin, Catbury, Actimel, Credit Agricole, Disney+, Alfa Romeo, Jeep, Citroen, STS, Procter & Gamble, Lego, Milka, Head and Shoulders, Lays, Google.



Zareaguj

0 0

Udostępnij

Zabierz głos


Weź udział w dyskusji i zostań członkiem naszej społeczności.

Komentarze w temacie: 2

Dodaj komentarz

Przejdź do dyskusji w tym temacie.

Polecane


Psychiczny i fizyczny relaks jakiego nikt nie zareklamuje

Skuteczny relaks to mniej technologii i więcej manualnego zaangażowania w to co robimy, najlepiej na łonie natury.

Zawód w Genewie, czyli wielka ryba utopiła się w małym stawie

Sport to przede wszystkim rozrywka. Warto o tym pamiętać, kiedy poczujemy nieodpartą potrzebę poparcia poparcia gracza, zwłaszcza faworyta bukmacherów, własnymi pieniędzmi.

Początek osobistego końca Google, czyli refleksja o ewolucji dobrych intencji w kierunku nadużyć

Usługi Google wydają się w coraz większym stopniu działać dla samej korporacji, a w coraz mniejszym dla jej przeciętnego użytkownika. W moim przypadku oznacza to sygnał, że nadszedł czas na zmiany i odstawienie tak dużej liczby systemów tej korporacji na półkę jak to tylko możliwe.

Z lenistwem nie wygrasz, czyli refleksja o czytaniu i telewizji XXI-go wieku

YouTube może być jedną z przyczyn dlaczego młodzi ludzie tracą chęci do czytania.

O krok od wygranej walki, która przegrała całą wojną

O tym, że w życiu często nic nie jest rozstrzygnięte póki wszystko nie jest rozstrzygnięte, a nieoczekiwane zwroty wypadków zdarzają się w najbardziej nieprawdopodobny sposób.

Zgoda na Politykę plików cookies.
Szczegóły

Projekt i wykonanie strony sWWW