Niekończąca się opowieść, czyli za pan brat z koronowirusem
Sylwester Wojnowski

Podczas gdy Covid-19 i wszystko co z nim związane przez ostatnie lata, pomimo, że z górkami i dołkami, powoli schodzi w Europie, jak i wielu innych częściach świata, na drugi, trzeci czy nawet dalszy plan. Moja relacja z koronawirusem powodującym chorobę jest intymna, częsta i regularna, zwłaszcza od czasu, kiedy za sprawą opuszczonej kurtyny na przymusowy zakaz wychodzenia z domu lat 2020 i 2021 w Wielkiej Brytanii i szerokim świecie, zacząłem widywać więcej ludzi. O ile do lutego 2022 roku bliskie spotakanie z koronawirusem było dla mnie zupełną abstrakcją, o tyle potem, w ciągu jedenastu miesięcy, przyszło mi się zmagać z Covid-19 trzy razy. Każdy z tych razów było nieco inny.
Krótki okres czasu pomiędzy zakażeniami, pomimo oczywistych wad, ma dla mnie pewne zalety. Jedną z nich jest to, że podczas aktualnej infekcji wciąż pamiętam sporo szczegółów z tego co zdarzyło się podczas poprzednich, a co za tym idzie, mogę doszukać się pewnych podobieństw i różnic, być może nawet na ich podstawie nakreślić jakiś schemat.
W Chinach partia komunistyczna zdecydowała, że zamykanie milionów ludzi z powodu kilku przypadków Covid-19 nie ma już dłużej sensu, bo Omikron nie jest tak groźny dla życia jak Delta, a pomimo to Chińczycy odnotowują tysiące dziennych zgonów spowodowanych Covid-19. Moje doświadczenie z wariantami koronawirusa zgadza się z oceną zza Wielkiego Muru i niemal każdego innego miejsca na świecie. Omikron to łagodniejsza forma koronawirusa, o czym więcej poniżej.
Mój pierwszy Covid-19 miał miejsce zimą, w lutym 2022 roku, czyli czasie, który pamiętam głównie z tego, że nie mogłem znaleźć otwartego gabinetu dentystycznego w Eastbourne ( wówczas wciąż jeszcze mieszkałem w East Sussex, na południu Anglii). Z perspektywy czasu mam niemal pewność, że nie zostałem zainfekowany wariantem Omikron. Bardziej wyglądało to jak Delta i charakteryzowało się kilkudniowym, ciągłym uciskiem na klatce piersiowej, a w rezultacie, potwornymi trudnościami w oddychaniu, zwłaszcza kiedy przyszło do nawet lekkiego wysiłku fizcznego, jak spacer w górę schodów. Koronawirus zadomowił się głęboko w płucach i zakleił oskrzela. Niemniej, po tygodniu z małym kawałkiem nie było po tym zakażeniu śladu. Życie znów toczyło się normalnie, aż nastał sierpień 2022 roku i moje kolejne bliskie spotkanie z koronawirusem powodującym Covid-19.
Lato było w pełni, słońce świeciło od rana po wieczór, temepratury powietrza wciąż biły tysiącletnie rekrody wskazań, a firmy wodociągowe w wielu regionach Wielkiej Brytanii błagały ludzi aby korzystali z wody z umiarem.
Właśnie rozpocząłem nową pracę. Po pierwszym, wstępnym treningu musiałem jednakże zgłosić pozytywny test na Covid-19. Tym razem nie było już ucisku na klatce piersiowej. Koronawirus usadowił się gdzieś w okolicach środkowej części tchawicy. Oskrzela zostały oszczędzone(?), obronione(?), odpuszczone(?), celowo pominięte(?). Przebieg samej choroby charakteryzował się podniesioną temperaturą ciała, sennością i minimalną utratą zmysłu smaku przez kilka pierwszych dni. Na dwa negatywne testy metodą przepływu bocznego czekałem aż do dziewiątego dnia od pierwszego pozytywnego wyniku testu. Po tym jak je uzyskałem, życie wróciło do normy.
W końcu nadszedł pierwszy tydzień stycznie roku 2023 i moje trzecie intymne spotkanie z koronawirusem. Tym razem patogen usadowił się w krtani i nie powoduje żadnych objawów za wyjątkiem minimalnego w niej bólu, łaskotania w częściach górnego układu oddechowego oraz regularnych, lecz krótkotrwałych napadów suchego kaszlu. Zastanawiając się nad tymi symptomami trudno jest nie dojść do wniosku, że ten ostatni koronawirus jest znacznie lepszy od poprzednich w szybkim namnażaniu się, a następnie wymuszaniu kaszlu na nosicielu, najprawdopodobniej celem rozprzestrzenienia się w otoczeniu i być może zainfekowania kolejnych osób.
O ile wczesny wariant Delta był relatywnie wolny w namnażaniu i powodowaniu nowych zakażeń, o tyle Omikron i jego mutacje, wydaje się, że znalazły, po pierwsze bardziej dogodne miejsce w organizmie dla infekcji, po drugie znają lepszy mechanizm na rozpylanie nowych kopii wirusa przez zakażoną osobę do środowiska zewnętrznego.
Z jednej strony, mój trzeci Covid-19 charakteryzuje się łagodnym przebiegiem, z drugiej, zdaję sobie sprawę, że może to być wynikiem zgniłego kompromisu, którego rezultat jest taki, że osoby w moim otoczeniu również zostaną bardzo szybko zainfekowane. Wilk syty i owca cała, chciałoby się rzec będąc wirusem. Z punktu widzenia zakażonego rzecz wygląda jak przymusowe strzyżenie owcy kilka razy w roku.