O krok od wygranej walki, która przegrała całą wojną
Sylwester Wojnowski

Tenis ziemny to gra gdzie jak na dłoni można dostrzec, kto pomimo talentu i zdolności, a czasem także fizycznej przewagi, mentalnie dorósł do bycia na najwyższym szczeblu, a kto wciąż musi nad tym popracować. Weźmy na przykład Jacka Drapera. Jest to młody brytyjski tenisista zawodowy, który od jakiegoś czasu z sukcesami mierzy się z najlepszymi aktualnie graczami na świecie i z całą pewnością ma przed sobą świetlaną przyszłość w turniejach masters i wielkiego szlema. Los chciał, że wczoraj po raz drugi zdarzyło się jemu stanąć oko w oko z kilka lat starszym, obecnie najwyżej notowanym w rankingu ATP, polskim tenisistą Hubertem Hurkaczem.
Pierwszy spotkanie, które miało miejsce na beligijskim twardym korcie w Antwerpii kilka miesięcy wcześniej, zakończyło się zwycięstwem Hurkacza po ciężkiej walce.
Twarde korty to tradycyjnie te, na których Hubert spisuje się co najmniej dobrze i na których udało się temu zawodnikowi odnieść w przeszłości bardzo znaczące skucesy ( wygrany turniej Masters w Miami w 2021 roku ). Turniej ATP 1000 Masters w Monte Carlo rozgrywany jest jednak na glince, na której Hubert w przeszłości spisywał się nieco gorzej.
Przed spotkaniem, zwłaszcza zważywszy na to co zdarzyło się wcześniej w Belgii, spodziewałem się kolejnej trudnej przeprawy dla Polaka. Tak też ten mecz wyglądał aż po samą końcówkę. W niej doszło do czegoś, czego ani ja ani Jack Draper, nie mówiąc już o Hubercie Hurkaczu, z pewnośćią nie byliśmy sobie w stanie wyobrazić czy przewidzieć przed rozpoczęciem spotkania.
Hurkacz wygrał pierwszego seta sześć gier do trzech, drugiego jednak przegrał po dogrywce. W drugim secie młody Brytyjczyk pokazał wiele znakomitych zagrań i zdobywając kilku ważnych punktów po długich, pełnych jakości wymianach piłki wydawał się odzyskać wiarę w siebie po początkowych trudnościach.
W trzecim secie obaj zawodnicy dali się przełamać rywalowi po jednym razie i aż do rozpoczęcia dwunastej gry wszystko zmierzało ku kolejnej dogrywce. Nie doszło jednak do niej. Jack Draper, wydaje się, że zbyt wcześnie uwierzył, że jest już 6:6 i grę 12 przegrał w sposób, jaki rzadko spotyka się na tym poziomie.
Ów gra rozpoczęła się dla Brytyjczyka planowo. Po trzech jego podaniach było 40:0. Wówczas nastąpiło coś co najlepiej da się opisać angielskim idiomem "snatch defeat from the jaws of victory", który w wolnym tłumaczeniu oznacza nieprzewidziany i nagły zwrot sytuacji i przegraną w sytuacji, w której jest się niemal pewnym zwycięzcą.
Przy stanie 40:0 dla podającego Drapera Huber Hurkacz wygrał trzy kolejne piłki doprowadzając do równowagi, a potem kolejne dwie. Dało to Polakowi wygraną grę, seta i cały mecz. Jack Draper schodził z kortu kręcąc głową i z niedowierzaniem w to w jak nieprawdopodobny sposób właśnie przegrał. Młody Brytyjczyk z pewnością zapamięta tę lekcję na długie lata. Wygrana w dwunastej grze była dla niego niemal na wyciągnięcie ręki. W drugiej dogrywce, gdyby do niej doszło w tym meczu, miałby on bardzo dobre szanse na wygraną, zwłaszcza biorąc pod uwagę przewage psychologiczną po tym jak rozstrzygnął on na swoją korzyść drugiego seta. Przez chwilę nieuwagi i być może rozprężenia spodowowanego dobrym startem, wszystko to jednak przepadło.
Hubert Hurkacz miał w swojej karierze co najmniej kilka znaczących spotkań, które przegrał po dogrywce rozstrzygającego seta. Tym razem jednak okazał się on zawodnikiem dojrzalszym. Przy stanie 40:0 w dwunastej grze trzeciego seta wydawło się, że nic dobrego już z gema przy serwie Drapera nie może się dla niego zdarzyć. Pomimo kiepskiej pozycji grał on jednak z wiarą, do końca i wygrał w sposób, który nieczęsto się widuje na turniejach rangi ATP Masters.
Jak to często w sporcie, ale też i w życiu bywa, nic nie jest wygrane dopóki wszystko nie jest wygrane. Gry jak tenis ziemny są w tym kontekście szczególnie brutalne. Bywa w nich, że jedna przegrana walka w najmniej właściwym momencie potrafi przesądzić o losach całej tenisowej wojny na korcie. Tak też się zdarzyło w opisanym wyżej spotakniu dwóch zawodników, z których każdy miał dobrą szansę zejścia z kortu jako zwycięzca.