Pracownicza inercja w kontekście kryzysowego zaciskania pasa w brytyjskich firmach
Sylwester Wojnowski

Wielka Brytania po negatywnych zmianach jakie zaszły tu w ostatnich kilku latach to kraj, który trudno jest dziś porównać do tego sprzed początków pandemii czy lat kiedy był on członkiem Unii Europejskiej. Oliwy do ognia dodały ostatnie polityczne skandale i niekompetencja w zarządzaniu na szczytach władzy. Czarę goryczy przelały bardzo wysokie ceny energii, szalejąca inflacja i błyskawicznie rosnące stopy procentowe.
W rezultacie szeregu ostatnich zmian i rosnącej niepewności co do przyszłości cierpią zarówno firmy jak i pracownicy. Część z tych drugich postanowiła nie przyjąć do wiadomości ostrzeżeń płynących z ust włodarzy Baku Anglii i polityków rządu odpowiedzialnych za stan finansów publicznych, że podwyżki pensji na poziomie obecnej stopy inflacji tylko tę inflację utrwalą w gospodarce, zawisiła narzędzia pracy na kołku i wyszła na ulicę. Swoją drogą, bardzo słusznie! Strajki pracowników sektora publicznego, zwłaszcza tych zatrudnionych w opiece zdrowotnej, czy służbie celnej są dziś w Wielkiej Brytanii na porządku dziennym. Przedłużający się brak porozumienia co do płacy oraz warunków zatrudnienia jest także przyczyną regularnie powtarzających się strajków personelu w kluczowych firmach sektora prywatnego, zwłaszacza tych dostarczających usługi trasportu kolejowego.
W miejscach, gdzie pracownicy nie są dostatecznie zorganizowani, firmy tną koszta i redukują personel niemal bezkarnie. Pracownicy zbliżający się do wieku emerytalnego dostają do wyboru zgodzić się na zwolnienie z odprawą lub ryzykować zwolnienie dyscyplinarne. Ci młodsi, którzy są zbyt cenni dla firmy, aby mogli być zwolnieni, zostają postawieni w sytuacji, gdzie wobec mniejszej liczby personelu zostają im przydzielone dodatkowe obowiązki. Wynagrodzenie za pracę pozostaje jednak takie samo jako wcześniej. W wielu miejscach jest to najniższa dozwolona prawem stawka godzinowa. Firmy nie mogą płącić mniej, mogą za to, zwłaszcza w kontekście mniejszej liczby zatrudnionych, odmówić przyznania pracownikowi urlopu, bo nie ma nikogo kto mógłby tego pracownika podzas jego pobytu na urlopie zastąpić.
Jakiś czastemu temu zdarzyło mi się rozmawiać na te tematy z wieloletnim pracownikiem kuchni zatrudnionionym u jednego z większych pracodawców w Wakefield. Osoba ta, która normalnie pracuje około 50 godzin tygodniowo, kilka dni wcześniej wróciła do pracy po przerwie spowodowanej rwą kulszową. Pomimo problemów ze zdrowiem, najniższej stawki godzinowej i niepłatnych przerw, a w rezultacie narastających problemów finansowych, w mojej konwersacji z nią powtarzała ona, że musi pracować więcej. Na pytania dlaczego zgadza się ona pracować na tak słabych warunkach zatrudnienia i płacy i czy nie chce poszukać czegoś innego, lepiej płatnego, zapadła cisza. Nie poraz pierwszy odniosłem wrażenie, że zmiana pracy, nawet jeżeli warunki zatrudnienia u obecnego pracodawcy są od dłuższego czasu nieodpowiednie, to coś czego zasiedziały pracownik boi się jak diabeł święconej wody. Co więcej, niechęć do zmiany wydaje się narastać wraz z wiekiem.
Na domiar złego, przekonanie u wieloletniego pracownika często jest takie, że lepiej jest pracować więcej godzin za aktualne, nawet bardzo niskie, stawki, niż włożyć nieco wysiłku w zmianę pracodawcy. W trzeźwych oględzinach sytuacji nie pomagają nawet piętrzące się kłopoty ze zdrowiem.
W moim przekonaniu ta inercja u pracowników jest czymś zatrważającym. Dla pracodawcy jednak jest to zjawisko bardzo przydatne, zwłaszcza w okresie wcielania w życie kolejnych rund cięć, redukcji w personelu, czy w uzasadnieniu odmów przyznania dorocznego urlopu.
Dłuższy okres bycia zatrudnionym u tego samego pracodawcy ma swoje niewątpliwe zalety, bywa jednak, że prowadzi on do zastoju w rozwoju zawodowym pracownika oraz pogorszenia warunków zatrudnienia i płacy, zwłaszcza w czasach zastoju gospodarczego czy wysokiej inflacji. Stąd też od samego początku warto rozwinąć i pielęgnować umijętność efektywnego poszukiwania i zmiany pracy. W późniejszych latach aktywności zawodowej jest z nią trochę jak z bieganiem, pomimo tego, że wiemy, że powinniśmy i wciąż dajemy radę to coraz mniej nam się chce.