Rosja piecze dwie pieczenie na ukraińskim ogniu?
Sylwester Wojnowski

Niemal od samego początku konfliktu na Ukrainie mowi się, że znaczący udział w nim ma Grupa Wagnera.
Grupa Wagnera to firma, którą podejrzewa się, że jest prywatnym, zbrojnym ramieniem Kremla. Innymi słowy, narzędziem, z którego Kreml korzysta w sytuacjach gdzie użycie tradycyjnych wojsk byłoby politycznie ryzykowne lub nawet niemożliwe.
Wobec znacznych strat zarówno pośród regularnych jednostek rosyjskej armi, zwłaszcza piechoty, jak i najemników Grupy Wagnera, w ostatnich miesiącach pojawiły się pogłoski, że ta druga instytucja
próbuje uzupełnić swoje szeregi więźniami z rosyjskich zakładów karnych.
W ofercie dla każdego, kto ma od 22 do 50 lat i zechce walczyć dla Grupy Wagnera na Ukrainie jest nie tylko pokaźnie wynagrodzenie pienieżne (mowi się o ponad $2500 / miesiąc), ale także, a może przed wszystkim, zwolnionie z więzienia po odsłużeniu 6 miesięcy w jednostkach uderzeniowych na ukraińskim froncie.
Ocenia się, że Grupa Wagnera próbuje uzupełnić szeregi o od 20 do 50 tys. najemników. Biorąc pod uwagę, że na dzień dzisiejszy w rosyjskich więzieniach jest osadzonych ponad 500 tys. osób (około 0.4% ogólu populacji kraju), spośród około 90% to pełnoletni mężczyźni, wielu z długimi wyrokami lub dożywociem, misja ta może zakończyć się pomyślnie.
Jeżeli tak się stanie, Rosja może nie tylko uzupełnić niedobory w regularnej armii, ale także na dobre pozbyć się znacznej liczby więźniow, zwłaszcza tych najbardziej zdeprawowanych i niebezpiecznych.
Według doniesień z ukraińskiego frontu, tylko około 10% więżniów, którzy zgodzili się walczyć dla Grupy Wagnera pomiędzy lipcem a sierpniem tego roku, przeżyło dłużej niż 2 miesiące służby.
Przy takich statystykach trudno jest nie odnieść wrażenia, że dla Rosji wojna na Ukrainie, to nie tylko okazja do pozyskania nowych terytoriów, ale także świetna możliwość do przewietrzenia zakładów karnych, o których nie od dziś wiadomo, że od dziesięcioleci są drastycznie przeludnione.