W niestabilnym środowisku politycznym i ekonomicznym system dostaw na ostatnią chwile cierpi w Wielkiej Brytanii
Sylwester Wojnowski

Po serii kryzysów ostatnich lat, brytyjska gospodarka, w znacznej mierze oparta o dystrubycję i dostawy towarów, usług i siły roboczej na dokładnie czas, kiedy są one potrzbne, zaczyna łapać poważną zadyszkę.
Przez wiele lat, w stabilnym środowisku ekonomicznym oferowanym przez Unię Euripejską, przy niskiej inflacji i niemal nieograniczonym napływie siły roboczej z południa i centrum Europy, w Wielkiej Brytanii rozwinął się model dystrybucji i dostaw, w którym rzadko co jest przechowyne w magazynach na przyszłość. Zamiast tego, komponenty potrzebne do produkcji są dostarczane na ostatnią chwilę przed wykorzystaniem. Korzyści dla firm, które przyjęły ów model są znaczne. Obejmują one między innymi oszczędności w wydatkach na siłe roboczą czy miejscu do przechowywania i składowania. W stabilnej sytuacji ekonomiczno-politycznych system ten czyni firmy bardziej konkurencyjnymi i znacząco zmniejsza koszt produkcji.
Niemniej, dzisiejszy świat nie jest szczególnie stabilny ani politycznie ani ekonomicznie.
Zmiany w gospodarce spowodowane wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, pandemia oraz ostatnio wojna na Ukrainie, spowodowały, że wcześniej dobrze funkcjonujące łąńcuchy dystrybucji towarów i usług, na których polegały brytyjskie firmy, w wielu przypadkach załamały się. W rezultacie, wiele przedsiębiorst i usługodawców, wobec poważnych niedoborów, lub nawet braków siły roboczej i komponentów dla ich produktów, nie jest dziś w stanie rozwijać się w szybkim tępie, zaspokoić potrzeb lolaknego rynku, a nawet skutecznie obronić się przed konkurencją zagraniczną.
Brak miejsc do przechowywania komponentów czy nośniki energii powoduje, że brytyjskie firmy, które wciąż działają na zasadzie: dziś potrzebuję - dziś kupuję, muszą płacić dzisiejszą wygórowaną cenę rynkową. Dramatyczny wzrost rachunków za zakup gazu, komponentu wymaganego w wielu procesach produkcyjnych i usługach, jest jednym przykładem tego stanu rzeczy.
Podczas pandemii w Wielkiej Brytanii podobna sytuacja miała miejsce z zakupami środków ochrony osobistej dla sektora publicznego i prywatnego. Gdy okazało się, że minimalne zapasy wyposażenia ochronnego, którymi dysponowały szpitale czy firmy, są nieadekwatne do potrzeb, rząd brytyjski został zmuszony do zakupu tego co było dostępne i za cenę za jaką zażyczył sobie chiński czy hinduski dostawca. Wszystko z zasrzeżeniem, że na dostawę przyjdzie czekać długie tygodnie lub miesiące, a jakość to sprawa drugorzędna.
Zaburzenia w dostawach produktów i ułsug wynikłe z niedoboru kompnentów czy siły roboczej, nie pozostają obojętne dla ich końcowego odbiorcy, czyli brytyjskiego konsumenta. To on za wszystko płacił, płaci i będzie płacił (o ile umożliwi to jego sytuacja finansowa).
Co jakiś czas ów brytyjski konsument słyszy, że ten czy inny produkt jest niedostępny. Na przykład, niedawno miało to miejsce na rynku paliw dla samochodów, papiery toaletowego na początku pandemii czy jajek przed nadchodzącymi świętami. Niedobory powodują wzrost cen, czyli napędzają inflację, która od dłuższego czasu, głównie w wyniku wielu lat drukowania funta bez pokrycia (tzw. ilościowego poluzowania polityki pieniężnej przez angielski bank centrayly) pozostaje na poziomie niewidzianym w Wielkiej Brytanii od wczesnych lat 90-tych poprzdniego stulecia. Brytyjski konsument nie jest znany z dużych oszczędności, a życie na kredyt podczas dramatycznie rosnących cen to droga do bankructwa. Stąd, konieczność znacznego zaciśnięcie pasa w niedalekiej przyszłości jest nieunikniona. Dla wielu firm oznacza to mniejszą sprzdaż i mniejszy zysk, dla części bankructwo.
Innymi słowy, nie tylko dla konsumenta, ale także dla firm sytacja wydaje się dziś iść w kompletnie złym kierunku. Mimo to, firmy brytyjskie, być może licząc na powrót dobrych czasów, wciąż ociągają się z ponownym wdrożeniem starszego, ale bardziej odpornego na wstrząsy polityczne i ekonomiczne modelu, w którym sprzedaż i produkcja produktu czy usługi opiera się głównie na aktualnie dostępnych zasobach komponentów w magazynach i siły roboczej na rynku pracy. Wciąż da się zaobserwować sprzedaż produktów, których sprzedający fizycznie nie posiada. Efekt tego jest taki, że kupujący albo czeka na dostawę towaru przez tygodnie albo nigdy produktu nie otrzymuje.
Podobne praktyki są widoczne na rynku usług. Wiele brytyjskich firm nie sprzedaje dziś tego, co może dostarczyć natychmiast. W zamian odsyłają one realizację zamówienia do kontrahenta w Europie czy Azji i zadawalają się narzutem z tytułu dostarczenia usługi brytyjskiemu konsumentowi. Jeżeli zagraniczny usługodawca z jakiegoś powodu spóźni się z realizacją zamówienia, co biorąc pod uwagę zaburzenia wywołane wcześniej nadmienionymi zdarzeniami geopolitycznymi i geoekonomicznymi, zdarza się dziś często, i nie dostarczy usługi brytyjskiemu pośrednikowi, konsument zostaje na lodzie.
Podczas gdy wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej i zmiany zdarzeniem tym wywołane nabierają rozpędu, brytyjski konsument cierpi.
Wkrótce zaczną też cierpieć firmy. Wiele z nich będzie musiało pogodzić się z tym, że czasy stabilności lat członkostwa w Unii Europejskiej skończyły się na dobre a wraz z nim system sytem dostaw i dystrybucji dokładnie na czas. Te które nie będą potrafiły się dostosować, znikną z rynku.
W niestabilnym świecie nie wszystko jest dziś dostępne na zawołanie nawet dla kupującego, który płaci porządaną w świecie walutą. W wyniku zaburzeń na europejskich i światowych rynkach dystrybucji, firmy, które posiadają zapasy i solidnych, najlepiej lokalnych, dostawców, są w uprzywilejowanej pozycji. Mogą one zaoferować swojim klientom to czego inni nie mają z szybkim terminem realizacji i za cenę, która gwarantuje zysk, innymi słowy mają one dużą szansę na odniesienie sukcesu.
Dramatyczne zmiany w Brytyjskiej gospodarce w najbliższych latach wydają się być nieuniknione.