Zakładnik we własnym kraju, czyli refleksja o brytyjskiej odmianie kapitalizmu
Sylwester Wojnowski

Luty i marzec to w Wielkiej Brytanii tradycyjnie czas kiedy firmy, począwszy od tych małych aż po korporacje o świtowym zasięgu publikują finansowe wyniki za ostatni rok działalności.
Wiele z brytyjskich przedsiębiorstw, zwłaszcza tych, które zajmują się dostarczaniem podstawowych produkty i usługi dla konsumenta na wyspach zanotowayły w 2023 rekordowe obroty i zyski. Powodów ku temu jest kilka. Wśród najważniejszych wymienia się uwolnienie nagromadzonych przez konsumenta oszczędności podczas dwóch latach pandemii i wzrost cen energii wywołany wojną na Ukrainie. Ale są i takie, o których wspomina się rzadzej i tylko pokątnie. Należą do nich: przez wiele lat bardzo niskie stopy procentowe, wieloletni cykl pompowania pieniądza w gospodarki w Stanach Zjednoczonych, Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii, a co za tym idzie wzrost inflacji, dominująca pozycja na rynku, minimalna lub brak konkurencji, i wreszcie korporacyjna chciwość i spekulanctwo.
Przyglądając się uważnie wynikom finsowym przedsiębiorstw notowanych na brytyjskiej i innych giełdach, trudno jest nie odnieść wrażenia jak i nie zgodzić się z raportami jak jeden z niedawno opublikowanych przez brytyjski związek zawodowy Unite, że firmy te wykorzystały rosnący poziom inflacji aby podnieść ceny do poziomu, gdzie większość konsumentów uznaje je za zdecydowanie wygórowane, a co za tym idzie, przyczyniły się do utrzymania inflacji na znacznie wyższym niż powszechnie akceptowalne 2%.
Weżmy na przykład na chwilę pod rozwagę wyniki finansowe za 2022 rok brytyjskich sieci supermarketów Tesco i Sainsbury's. Obie te firmy zanotowały wyraźny skok w dochodach. Tesco zarobiło ponad 2.5 miliarda funtów, Sainsbury's około 700 milionów. Będąc liderami ich rynku, sieci te mogły sobie pozowolić na podwyżki o tak wiele ile dało się usprawiedliwić wyżej wymienionymi czynnikami zewnętrzynymi.
W miedzyczasie niemiecka konkurencja tj. Lidl i Aldi wykorzystała czas szybko rosnących cen u większej konkurencji nie na przyparcie konsumenta do muru nowym reżimem cenowym, ale na poszerzenie swojej obecności na rynku. Ceny w tych sieciach wzrosły w znacznie mniejszym stopniu niż u brytyjskiej konkurencji. Wzrosły też obroty i to do tego stopnia, że obie sieci poszukują tysięcy nowych pracowników i zaoferowały nowym rekrutom znacząco wyższe stawki za pracę.
Historycnzie znakomite wyniki finansowe szereg brytyjskich przedsiębiorstw zawdzięcza także temu, że konkurencja w klczowych sektorach brytyjskiej gospodarki to zwyczjna fikcja. Weźmy na przykład usługi transportu kolejowego czy autobusowego. W mniejszych miastach najczęściej mamy do czynienia z jednym dużym prywatnym lokalnym przewoźnikiem i jednym, również prywatnym, oferującym przewozy na dłuższe dystanse. Brak konkurencji powoduje, że jakość usług jakie wiele z tych firmy oferują jest często poniżej krytyki. Niemniej, "czynniki zewnętrzne" usprawiedliwiają doroczny wzrost cen za bilety. Na przykład w 2023 roku, począwszy od marca, rząd przyzwolił na wzrost cen biletów kolejowych o kolejnye 5.9%. Nie ma znaczenia, że brytyjskie usługi kolejowe od wielu lat należą do najdroższych w Europie.
Tuż po tym jak wybuchła wojna na Ukrainie i światowy rynek cen energii, a zwłaszcza gazu ziemnego, stanął na głowie, brytyjskie firmy dostarczające energię odbiorcom detalicznym zablokowały możliwość przeniesinia się do innego dostawcy. Niemal każde gospodarstwo domowe stało się zakładnikiem prywatnej firmy i nowych, kilkukrotnie wyższych cen za energię. Na domiar złego, ci którzy utknęli, pod koniec marca 2022 roku znaleźli się w sytuacji, gdzie dostawca (Octopus Energy, bardzo wam za to dziękuję) zablokował możliwość płatności za energię za poprzednie miesiące aż do początku kwietnia, czyli miesiąca, kiedy w życie weszły nowe stawki za jednostę gazu, energii elektrycznej oraz nowe opłaty stałe. Czy w takich warunkach ktoś jeszcze może się dziwić, że największe brytyjskie firm miały znakomity rok, podczas gdy konsument tylko tracił?
Dach nad głową w Wielkiej Brytanii oznacza konieczność comiesięcznego uiszczania podatku komunalnego, który nawet dla małych domów może wynosić ponad 150 funtów i w większości miejsc co kwiecień wzrasta o maksymalnie dozwolone bez plebiscytu 5%. Typowy mieszkaniec nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia. Usprawiedliwieniem podwyżek jest często konieczność łatania dziur w budżecie na lokalną opiekę społeczną, czyli jeden z sektorów od wielu lat sztandarowo niedofinansowywanych przez rząd centralny. Z Westminster trudno jest dostrzec stare, samotne osoby, które rzadko wychodzą z domu gdzieś w Devon czy East Yorkshire, stąd może przekonanie, że więcej pieniędzy na opiekę społeczną nie jest potrzebne, a jeżeli jest to lokalne władze same powinny sobie brakujące środki zorganizować na tę potrzebę. Najlepiej poprzez "podatek wrzuć wszystko do jednego worka" wyżyszy Council Tax.
W teorii rynek usług telekomunikacyjnych w Wielkiej Brytanii jest konkurencyjny. Na pierszy rzut oka jest w czym wybierać. Niemniej kiedy nadchodzi kwiecień, okazuje się, że większość firm, jak EE, O2, BT, czy TalkTalk podnoszą ceny za ich usługi w bardzo podobnym zakresie. Od kwietnia 2023 typowe usługi telekomunikacyjne będą droższe od 13 do 18% w zależności od dostawcy. Czy wojna na Ukrainie rzeczywiście jest aż takim obciążeniem dla dostawców internetu i telefonii komórkowej? Pewnie nie, ale kto o to dba? Klient i tak zapłaci bo, pomimo że dostawców wielu to ceny wzrosną o podobną procent u każdego z tych wartych rozważenia.
Wielka Brytania to kraj gdzie niemal wszystkiem podstawowe media i kluczowe usługi są dostarczane przez prywatne firmy. Nie byłoby w tym nic złego gdyby na rynkach gdzie te przedsiębiorstwa operują była prawdziwa konkurencja. Nic takiego jednak nie ma na wyspach brytyjskich miejsca. W większości przypadków mamy do czynienia z jedną lub kilkoma firmami, które kompletnie lub niemal kompletnie zdominowały rynek i w zwizku z tym mogą podnieść ceny za swoje usługi o tyle o ile im się podoba. Okres wysokiej inflacji, turbulencji i zamieszania jest najlepszym z możliwych aby to zrobić. Brytyjski obywatel ma tylko dwa wyjścia, jedno to przystać na nowe ceny za energię, wodę, produkty spożywcze i przemysłowe, usługi telekomunikacyjne itp., drugie to wyprowadzić się do innego kraju, gdzie rząd, w odróżnieniu od tego brytyjskiego przypadkowego prawicowego nieudolnego twora, nie jest ślepy na problem braku konkurencji, a co za tym idzie, niekontrolowany wzrost cen w wielu kluczowych sektorach gospodarki.
W tym miejscu być może warto jest dodać, że celem prywatnych firm nie jest dostawa usług czy produktów w sensownych cenach konsumentwi ale dostarczenie zysków właścicielom i udziałowcom w przedsięwzięciu. W Wielkiej Brytanii widać to jak na dłoni i obecny model dla tej grupy sprawdza się znakomicie. Działalność gospodarcza dla wielu firm, zwłaszcza w gospodarczych warunkach monoplu, to często tylko przykrywka do tego aby zrealizować zyski. Podczas kiedy pensje dyrektorów rosną o setki tysięcy czy miliony funtów rocznie, konsument często otrzymuje produkt lub usługę słabej jakości i o zawyżonej cenie. Brak konkurencji i monopole to także ból głowy dla przeciętnego pracownika. Wiele firm, wiedząc, że sensowna alternatywa dla jej podwładnych nie istnieje, robi co może aby utrzymać tak wielu ich pracowników jak to tylko możliwe na tak niskiej pensji jak tylko się da. Często z bardzo dobrym skutkiem. Dzięki temu przedsiębiorstwa te są w stanie przerzucić część kosztów prowadzenia biznesu na rząd i system ulg podatkowych przezeń oferowanych, które swoją drogą są kompletnie niedekwatne do obecnej sytuacji.
Kapitalizm to system gospodarczy który niewątpliwie potrafi przyczynić się do wzrostu i rozwoju gospodarczego kraju oraz spadających cen. Niemniej, aby tak się stało, konieczna jest zdrowa konkurencja pomiędzy partycypantami w rynku. Dzisiejsza Wielka Brytania jest dalka od tego idału, niekontrolowany wzrost cen tylko to potwierdza. Wiele rynków zostało tu zdominowanych, często za przyzwoleniem rządu i z pomocą rządowych licencji, przez jedną lub kilka większych korporacji. W związku z czym gdzie nie spojrzeć mamy do czynienia z prywatnymi monopolami lub małymi oligopolami, które nie działają ani dla konsumenta, który stał się ich zakładnikiem we własnym kraju, ani dla większości nędznie opłacanych pracowników, którzy pracują dla tych firm. W tym samym czasie właściciele i udziałowcy największych brytyjskich przedsiębiorstw nigdy nie mieli się lepiej.
Trudno jest nie odnieść wrażenia, że po kilkunastu latach rządów prawicy, zmiana rządu, partii rządzącej i znacznie więcej regulacji jest tym co jest zdecydowanie potrzebne brytyjskiej gospodarce i samej Wielkiej Brytanii aby kraj ten mógł przetrwać aktulnie trudny czas jak i przygotować się na nadchodzące turbulencje, których niewątpliwie będzie w przyszłości wiele. Osobiście mam wątpliowości, że znacząca zmiana nadejdzie, a zwłaszcza, że nadejdzie szybko. Jedno rozsądne rozwiązanie w tej sytuacji to stać się udziałowcem w jednym lub kilku brytyjskich monopolach, inne to opuścić wyspy brytyjskie ...