Zostaliście ostrzeżeni, czyli doroczne późnowakacyjne rozbrajanie bomby
Sylwester Wojnowski

Czas zbioru przeważającej ilości płodów rolnych, czyli kilka tygodni na przełomie wakacji i początku nowego roku szkolnego to tradycyjnie okres, kiedy odzywają się rolnicze syreny. Wiadomość, jaką przekazują jest niemal zawsze taka sama, czyli że tegoroczna wiosna była zbyt chłodna, lato zbyt gorące, a przy zbiorach padało i zabrakło ludzi do pomocy. W rezultacie ceny podstawowych produktów żywnościowych muszą i będą wyższe.
Zachęceni tak obiecującym startem początku nowego sezonu na złe wiadomości, temat niezwłocznie podejmują dziennikarze. Ci specjalizujący się w tematyce gospodarczej, a do tego z kontaktami, niezwłocznie rezerwują wywiad ze znajomymy ekonomistą, od którego w jego trakcie próbują dowiedzieć się na ile paskudne konsekwencje mogą mieć zasłyszane od rolników informacja.
Oczywiście w oczach dziennikarza najbardziej wiarygodny ekonomista to taki, który pracuje dla wielkiego banku, a jeszcze lepiej jeżeli jest on zatrudniony przez bank centralny.
Ekonomista ów zapytany o prognozę cen przy założeniu niższych plonów wrzuca liczby do komputera i po chwili, dzięki najnowszemu oprogramowania do modelowania, wraca z przedziałami cen dla produktów żywnościowych jakich należy się spodziewać w kolejnych miesiącach. "Aktualne aż do następnych żniw", dodaje. W ramach kompleksowej usługi dziennikarz otrzyma liczby przedstawione językiem zrozumiałym dla przeciętnego Kowalskiego.
Kilka dni później, w gazetach, radio i telewizji rozpocznie się sprzedaż uzyskanej prognozy. Ponieważ złe wiadomości sprzedają się najlepiej, będzie to, jak można się domyślić, prognoza pod chumurką i z opadami.
Cel tego dorocznego rytuału jest jeden. Chodzi o zaimplementowanie w głowach tak wielkiej grupy Kowalskich jak to tylko możliwe informacji o nieuchronnym wzroście cen żywności jeszcze przed zimą, kiedy nie tylko ceny produktów spożywczych wzrosną, ale dojdą jeszcze rachunki za ogrzewanie.
Kiedy w grudniu lub styczniu prognoza cen sprzed kilku miesięcy okaże się trafna, przeciętny Kowalski raczej nie będzie zdziwiony. Oczekiwania od miesięcy są niskie, bo ostrzeżenie zostało wysłane dawno temu, stąd wiadomość nie jest żadną nowiną. Większość przeciętnych Kowalskich tylko wzruszy ramionami i po zaciśnięciu przysłowiwego pasa wróci do swoich zajęć i prób zarobienia na wyższe koszty życia.
W połowie przypadków okaże się, że pomimo najlepszych starań ekonomisty, jego prognoza nie sprawdziła się. Jak wielu Kowalskich się domyśla, a inni doskonale wiedzą, powodem jest to, że ekonomia to żadna nauka ścisła, stąd rezultaty oparte na jej prawidłach są także nieścisłe i często tylko tak wiarygodne jak te uzyskane z wróżenia z herbacianch fusów lub rzutu monetą.
Kowalski wie również, że ekonomiści nie potrafią przepowiedzieć co będzie się działo w gospodarce, bo większość z nich nie ma zielonego pojęcia o złożonych systemach, ani nawet wystarczającej wiedzy na temat jak działają modele matematczne.
Ci, którzy pracujący dla wiodących banków, a zwłaszcza dla banku centralnego, wydają się znać tylko jedną sztuczkę, czyli kiedy ceny rosną zbyt szybko należy podnieść raty procentowe dla kredytów. Kiedy ów ceny rosną zbyt wolno, należy dodrukować pieniędza. Niezależnie od okoliczności ceny muszą rosnąć. Ceny żywności nie stanowią odstępstwa od tej reguły. Przeciętny Kowalski zawsze musi być tak blisko przysłowiowej kreski jak to tylko możlie, a najlepiej gdyby znalazł się on regularnie pod kreską i tak samo regularnie udał po kredyt do banku komercyjnego, gdzie mniej publicznie rozchwytywani ekonomiści zdecydują, że jest on osobą godną zaufania dla banku i takiego kredytu udzielą. Ponieważ jednak na horyzoncie jest kryzys, Kowalski musi być przygotowany na to, że kredyt nie będzie tani. Abstrahując od ceny pozyskanego pieniądza, wyprawa Kowalskiego do banku zakończy się sukcesem, bo przecież żaden przyzwoity komercyjny bank nie zawiedzie w potrzebie kogoś, komu właśnie zaczyna brakować na jedzenie. Ostatecznie bankierzy świetnie rozumieją, ze nie jest winą Kowalskiego, że wiosna była morka, a lato upalne i chętnie pochylą się nad jego niedolą.
Ponieważ zarówno cena jak i dostęp do żywności mają duże znaczenie dla każdego z nas, a w przeszłości brak kontroli nad obydwoma przyczynił się do licznych protestów, rewolucji, a czasem nawet obalania przywódców i rządów w różnych miejscach na świecie, ci obecnie na szczytach władzy doskonale wiedzą, że informacja o przewidywanych turbulencjach na rynku żywności musi dotrzeć do społeczeństwa wystarczająco wcześnie, tak aby ludność mogła się do niej przyzwyczaić, a rząd, gdzieś w okolicach początku kwietnia, pogratulować sobie i skwitować, że bomba została kolejny raz skutecznie rozbrojona. Ostatecznie jednym z głównych zadań rządzących jest minimalizacja skutków wszelkiego rodzaju kryzysów, nawet tych, które spodowował aktualny lub poprzedni rząd z tej samej partii. Propaganda w mediach świetnie się do tego celu nadaje, zwłaszcza kiedy użyta we właściwym czasie i bez oczywistego udziału rządzących.